TelAwiw Online

Niezależny portal newsowy & komentarze, Izrael, Arabowie, Świat.

W kategorii: | maj 23, 2014 | 6:33

ŚNIADANIE KONTYNENTALNE (4)

Najnowsza remiksowana aktualnie przeze mnie wersja opowiadania Śniadanie kontynentalne, które drukowane było najpierw w Izraelu i potem w Polsce w tomie moich opowiadań TEN ZA NIM.

1 cz. – http://www.telawiwonline.com/?p=4354

2 cz. – http://www.telawiwonline.com/?p=4820

3 cz. – http://www.telawiwonline.com/?p=5933

 

Ostry skalpel chirurgiczny

Leżał sobie przy obiedzie

Obok mojej srebrnej łyżki

(Leonard Cohen)

Zobaczyłem wysuwający się w słońcu błyszczący pal podnośnika pod skrzynią wywrotki Mack z czerwoną klimatyzowaną kabiną i brudna biało-niebieska flaga szarpała na jednej z rozchwianych anten jeepa. Skrzynia powoli szła w górę, wysypując kupę czerwonej ziemi i potem srebrzysta figurka lwa nad silnikiem ruszyła z wizgiem w rozgrzanym powietrzu. Zobaczyłem świeży nasyp z walcem na górze i chcieli, żeby deszcze spłukały świeżą ziemię.

Więc potem w drodze do Tel Awiwu (12-godzinny after*) wstąpiłem do kibucu Jad Mordechaj, gdzie zawsze na stacji benzynowej z bufetem z kolumnami i podłogą z różowego marmuru uświadamiałem sobie wciąż na nowo, że to jest ten Mordechaj z bunkra na Miłej 18. Przejeżdżając chwilę później przez skrzyżowanie z odbiciem na Aszdod zobaczyłem wypalone drzewka cytrusowe, na których pozostały jakimś cudem pomarańcze – clowni w czerwonych cylindrach rozdawali pączki chanukowe na trempiadach**.

W Tel Awiwie nieraz było tak, że z ulicy Dizengoff pod wieczór widziałeś nagle rozświetloną zachodem słońca szklaną ścianę Hiltonu ponad domami nad morzem i obrotowa kolorowa fontanna bluzgala ogniem z „Bolerem” Ravela. Pod niskimi chmurami faceci w reklamowych fezach obcinali „szwarmę” elektrycznymi piłami Boscha i bezdomny stał przed sklepem z zabawkami wpatrzony nieruchomo w oświetlony dom lalek z aportującymi pieskami.

Na placu z odwróconą piramidą upamiętniającą ofiary SHOAH topniała piętrowa sterta śniegu zwiezionego tam, żeby ściągnąć ludzi na nartostradę z wyciągiem na Golanie. Dzieciaki w kolorowych skafanderkach rozjeżdżały kopiec deskorolkami – mała dziewczynka z wypiekami na twarzy krzyknęła do mnie: powiedz tak! – lepiąc pigułę czerwonymi grabami – już zaraz miałem pełno mokrego śniegu w uchu i za kołnierzem. Niskie słońce zachodziło ulicą Gordon jak smuga świetlna z kabiny projekcyjnej – wyświetlając jakby śnieżny obrazek nad zaciemnionym placem z odwróconą stalowo-szklaną piramidą.

Wszedłem do Art Rock Cafe, gdzie wysoko pod sufitem majtały się gitary elektryczne i modele Spitfire’ów i Zeppelinów; usiadłem pod ścianą, opierając się plecami o maskę zielonego Plymoutha z lat 50. Nad barem wentylatory majtały plakietkami ze starymi banknotami Bank of Israel, gdzie socrealne robole z kilofami i mikroskopami promiennie patrzyły w dal, bo w tym kraju też był kiedyś etos proletariacki – kiedyś na starcie, gdy spełniała się legenda.

Weszły dwie szupłe dziewczyny z przylizanymi łbami w długich czarnych plaszczach i tenisówkach – jedna miała monstrualny cyc, a druga dupę i to był ten najnowszy miot na mieście z jakąś dziwną martwotą i bezruchem. Tylko, że naprawdę końcówę wieku XX zaczynałeś ze zmiennym szczęściem mieć w trzewiach i powtarzałeś sobie nieraz na luzie, że efekt cieplarniany i zdychająca komuna to jeszcze nic przy tym wszystkim, co nas czeka.

*Przepustka

**Przystanki dla jadących stopem żołnierzy

CDN



Reklama

Reklama

Treści chronione